Moje miejsce na ziemi.
Mieszkamy na wsi. Pochodzimy ze wsi. Całe nasze korzenie właśnie stąd się wywodzą. Nie jest to powód do wstydu, absolutnie! Nigdy nie czułam się z tego powodu gorsza od tych, co mieszkają w mieście. Za czasów mojego dzieciństwa ta granica się zacierała, chociaż być może ludzie z miasta nadal uważali nas za wieśniaków, sami tym wcześniactwem śmierdząc!
Moja wieś, mogę powiedzieć, że umiera. Umiera naturalnie, albo ewoluuje po prostu na miejscowość. Bo co to za wieś, w której ani krowy nie ujrzysz, ani kury ziarno dziobającej. Coraz mniej gospodarstw. Tylko same po nich pozostałości. Na palcach u ręki policzyć można ilość traktorów przejeżdżających po drodze w miesiącu. Bo w tych czasach wieś przestaje być wsią. Wieś, w której działki sprzedawane są jak świeże bułeczki. Nowe domy jak z katalogów wyrastają z ziemi w kilka miesięcy. Są i szkoły i przedszkola zupełnie bezpłatne, w których każde dziecko się zmieści - do tego blisko domu. Jest kanalizacja i chodnik przy jezdni, są boiska i domy ludowe. Piękne pachnące lasy tuż za domami, i strumyki z przezroczystą wodą. Są biblioteki, są zajęcia ruchowe, są sklepiki mniejsze i większe. Wieś się zmienia... już nie jest taka jak przedtem... Jedyne co pozostało, to muchy i komary, których nigdy nie brakuje.
Kiedyś na wsi była bieda. Teraz? Działki cenowo nie odbiegają od tych, które są w miastach. Budowa domu stała się większą inwestycją niż zakup mieszkania w bloku. Inwestycja, która trawa nieustannie... bo to ogród trzeba urządzić, to płot wybudować, szamba, garaże, dach i elewacja, - ciągłe wydatki, które powtarzać trzeba po 15-20 latach. To nie tylko to co wewnątrz - to również wiele na zewnątrz. Tu - na wsi - masz wokół domu wiele przestrzeni, ciszy i intymności, a w mieście masz wygodę, bliskość wszędzie i więcej anonimowości. I chociaż byliśmy wszystkiego świadomi - w tej świadomości wieś wybraliśmy. Gdy podejmowaliśmy decyzję o swojej przyszłości mieliśmy dwa wyjścia: mieszkanie w Warszawie, gdzie pracę ma mąż a ja mogłam pracować, lub dom w naszej rodzinnej miejscowości. Już wiecie, jaką podjęliśmy. Nie żałujemy!
Ja po prostu kocham tę wieś! Kocham, bo się na niej wychowałam! Kocham za brak zgiełku i tłumów. Kocham za nieskończone lasy, za grzyby jesienią, za zielone łąki i sadzawki. Kocham za zapach ściętego siana. Kocham za dźwięk rechotania żab o zmroku i klekotania bocianów nad ranem. Kocham za żniwa, które kojarzą mi się z dzieciństwem - bo wówczas przyglądaliśmy się im z bliska...
...i tego chcieliśmy dla swoich dzieci.
Kiedyś na wsi była bieda. Teraz? Działki cenowo nie odbiegają od tych, które są w miastach. Budowa domu stała się większą inwestycją niż zakup mieszkania w bloku. Inwestycja, która trawa nieustannie... bo to ogród trzeba urządzić, to płot wybudować, szamba, garaże, dach i elewacja, - ciągłe wydatki, które powtarzać trzeba po 15-20 latach. To nie tylko to co wewnątrz - to również wiele na zewnątrz. Tu - na wsi - masz wokół domu wiele przestrzeni, ciszy i intymności, a w mieście masz wygodę, bliskość wszędzie i więcej anonimowości. I chociaż byliśmy wszystkiego świadomi - w tej świadomości wieś wybraliśmy. Gdy podejmowaliśmy decyzję o swojej przyszłości mieliśmy dwa wyjścia: mieszkanie w Warszawie, gdzie pracę ma mąż a ja mogłam pracować, lub dom w naszej rodzinnej miejscowości. Już wiecie, jaką podjęliśmy. Nie żałujemy!
Ja po prostu kocham tę wieś! Kocham, bo się na niej wychowałam! Kocham za brak zgiełku i tłumów. Kocham za nieskończone lasy, za grzyby jesienią, za zielone łąki i sadzawki. Kocham za zapach ściętego siana. Kocham za dźwięk rechotania żab o zmroku i klekotania bocianów nad ranem. Kocham za żniwa, które kojarzą mi się z dzieciństwem - bo wówczas przyglądaliśmy się im z bliska...
...i tego chcieliśmy dla swoich dzieci.
Brak komentarzy
Publikowanie komentarza